wtorek, 11 lutego 2014

Początki znajomości z AGNEX

  Nieco "odpuściłem" sobie blogowanie, ale jak niektórym z Was wiadomo wydarzyło się coś ważnego (patrz tutaj) , co proszę potraktujcie jako usprawiedliwienie.
  Ale do rzeczy.
  Moje pierwsze spotkanie z produktami AGNEX zaczęło się właściwie,, w ubiegłym roku, tuż po wyjściu ze szpitala, jak się okazało. Podczas długich rozmów z współtowarzyszem niedoli na sali szpitalnej w P. (operacja barku) okazało się, że mamy wspólne zamiłowania kulinarne, w tym eksperymentowania z przyprawami. Okazało się, że niedługo wraz z rodziną opuszcza kraj, a ma duży zapas przypraw z ….
No właśnie, tego nie wyjawił, ale obiecał mi przywieźć (mieszkał niedaleko od mojego miasta), lub podesłać jeśliby sam nie zdążył. Opuścił szpital dwa dni przede mną, a ja puściłem tę obiecankę mimo uszu, jak to mówi się.
Okazało się, że po powrocie do domu (rodzinka odbierała mnie z e szpitala w P.) zastałem paczkę wagi ok 10 kg, którą ktoś pozostawił u sąsiadów, z racji tej że u nas nikogo nie zastał.
Powiem krótko: wszystko było w torebkach z nazwami przypraw/ziół oprócz … nazw producenta/dystrybutora. Załączona była tylko kartka, a w niej m. innymi ; „...Kazik , zgodnie z obietnicą, w która zapewne zwątpiłeś przesyłam Ci te przyprawy ale bez adresu dystrybutora, (…) ponieważ sam już nie zdążę wypełnić zobowiązania wobec tej firmy, proszę Cię , wydaj opinię o produktach … (…) ..Wydaje mi się, że jesteś „upierdliwcem”, ale sprawiedliwym w ocenach, będzie to chyba miarodajna ocena, jednak byś nie sugerował się niczym, nie podaję Ci namiarów dystrybutora., ale po roku, bo chyba na tyle starczy Ci ten „zapasik”, ujawnię. Wybacz tą zabawę ...” … i dalej ble ble ble, już nieistotne.
Okres po operacji, prawie dwa miesiące bezczynności (24 godziny na dobę łącznie ze snem, z prawą ręką na „helikopterze”), uniemożliwiał pichcenie, a rodzina raczej używa tylko tradycyjne: sól, pieprz i „stare” zestawy przypraw.
I zaczęło się, najpierw od sprawdzenia węchem i pierwsza ocena: niesamowite, z zamkniętymi oczami można było już po otwarciu, nie wsadzając nosa do środka, potwierdzić napis na torebkach. Potem poszło już jak burza przy doprawianiu i tylko jeden zestaw nieco odbiegał od mojej „znajomości gatunku”, okazało się, że w torebce było kilka mini dziurek, powstałych po nadmiernym ściśnięciu (może podczas pakowania(?). Wszystkie, uwagi, oceny zapisywałem w kajeciku, ale nie mogłem, ze zrozumiałych względów, podać pochodzenia przypraw w swoich przepisach, co było dla mnie „udręką”.
Muszę tu zaznaczyć, że ocena była wyższa lub równa (częściej wyższa(!) w stosunku do „markowych” przypraw dostępnych na rynku.
Niestety, znajomy nie odzywał się, aż do połowy stycznia, zgłaszając się na skypie. .Pominę resztę rozmowy, nawet wesołej poniekąd(!), ale podał nazwę … właśnie AGNEX uprzedzając jednocześnie, że podał tam, iż ktoś inny wykonuje „opiniowanie”, nie ujawniając „testatora” , ale wystarczy jak wyślę swoją opinię, podając bliżej od kogo, dlaczego, otrzymałem „towar”.
Kajecik wysłałem, a po kilku dniach telefon „...czy wyrazi pan zgodę na wstawienie naszego banerka na swojego bloga ...” Odpowiedziałem króciutko: „...owszem, ale nieodpłatnie ...” Musiałem wytłumaczyć dlaczego, podając linka na swój wcześniejszy wpis.
   Tu dodatkowe wyjaśnienie: nie zakładałem bloga (2 blogów) w celach zarobkowych (wariat?!) ale by dzielić się tym co potrafię i wydaje się, że umiem.
  Żeby już zakończyć: banerek jest (podoba mi się ta ulubiona papryka szczególnie ;-), a tydzień temu otrzymałem w prezencie „paczuszkę”... trzykrotnie prawie większą od tej „testowej”.
  No i nie dlatego, że mam zapas przypraw, ale ze względu na ich jakość, zapraszam do klikania w banerek i sprawdzenie mojej oceny produktów.
  Jak zauważyłem, cena ich znacznie odbiega od detalicznej, na korzyść(!), nawet od cen internetowych sklepów. Niżej zawartość "upominku".,  a kilka pozycji już zostało naruszonych.





2 komentarze:

  1. Widzę bardzo ciekawa współpraca.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłem, zobaczyłem. Jeśli chodzi o współpracę z firmami to jest problem:nie dam rady wszystkich pogodzić, a do tzw "gotowców" mam uraz, w nich nie ma żadnej własnej inwencji, wrzuca się do wody, na talerz ... Herbaty owszem, "rajcują mnie" ale też jest to już raczej "krótka linia" możliwości przepisów własnych, chociaż jestem "herbaciarzem" do szpiku kości,tylko nie lubię "perfumowanych".
    Ale Masz kilka pozycji nawet ciekawych.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń