Dawno nie wpisałem nic o herbatkach. Wybaczcie, ale działka to taki pożeracz czasu, ale w sensie pozytywnym. Poza świeżym powietrzem oko cieszy się tym co już kiełkuje, rośnie, a i małe zmiany trzeba czynić by nie było monotonii. Nieco siewu można zrobić, zadbać by korzenie truskawek mogły lekko oddychać, spryskać drzewka wrażliwe na różne choroby cywilizacyjne, etc.etc.etc. No i nie sposób nie wspomnieć o tegorocznych nowościach: posadziłem orzech laskowy, dostałem sadzonkę orzecha laskowego czerwono listnego i dodatkowo posadziłem. Teraz mam już chyba wszystko co chciałem, chociaż korci mnie jeszcze takie coś co zwie się NIESZPUŁKA. Może coś Wiesz o tym drzewku i jego owocach?...
Ale tematem tego posta ma być herbata, więc ad rem, czyli o niej teraz.
Wczoraj, w ramach relaksu kolejna herbata została zmuszona do zaspokojenia mojego apetytu na coś dobrego.
Na zasadzie losowania padło na Forest Fruist. Herbaty o podobnym smaku i aromacie są mi znane, ale ... właśnie to małe ale polega na tym, że ta herbata nie jest nafaszerowana aromatami, a właśnie ma ten delikatny smak i aromat leśnych owoców. Tutaj kwiat hibiskusa nie jest dominującym, a tylko towarzyszącym tym czarnym umiejętnie fermentowanym, następnie suszonym listkom, o których mówi się, doskonała herbata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz